Z założenia, dziewczynki mogły w końcu realizować w zabawie najskrytsze marzenia dotyczące przyszłości- były Barbie Modelki, Barbie Panie Domu, Barbie Policjantki, Lekarki, Nauczycielki, Alpinistki, Gimnastyczki, Piosenkarki. Barbie mogła zajmować się gromadką psów albo i całym gospodarstwem, jeździć rowerem, autem, prowadzić motorówkę a nawet polecić w kosmos.
Barbie nie znała granic. Praktycznie nie było roli czy czynności, której najsłynniejsza lalka świata nie wykonywała. Kilkulatki z całego świata mogły popuścić wodzę fantazji i stać się Kimkolwiek Chciały.
Czy to coś złego? Broń Boże. Uważam, że ten aspekt Lalki Barbie jest cudowny.
Sieczka zaczyna się dalej. Bo wiele, bardzo wiele osób n i e w i e :
a) kim chce być
b) co chce robić
c)co sprawia im przyjemność i daje spełnienie
Pamiętam moją szkołę. Boże, co za straszne miejsce. Garstka naprawdę bystrych ludzi upchniętych w klasie o szumnym tytule ,,profil humanistyczno - prawny" , gdzie prawie na każdym roku powtarzano nam, jak bardzo prestiżowym kierunkiem jest prawo, jaka to świetlana przyszłość i poważanie nas czeka, itp, itd.
Efekt? Kilkunastu całkowicie rozbitych życiowo ludzi ze świstkiem świadczącym o tym, że noszą dumny tytuł Magistra Prawa (niemożność przejścia dalszych etapów edukacji / niechęć bądź brak chęci czy umiejętności do wykonywania zawodu / brak odpowiednich znajomości).
Może jakiś przyszły tłumacz minął się z powołaniem. Albo trener drużyny rugby juniorów. Albo właścicielka kawiarni z najlepszymi muffinkami w mieście.
Nasi rodzice to jeszcze pokolenie, dla którego studia nie były oczywistością. Większość chce lepszych szans dla swoich dzieci. Chcą żeby byli k i m ś.
Tylko kim?
Szukają z Tobą pasji, zainteresowań talentów- super.
Planują przyszłość za Ciebie, narzucając obranie konkretnej ścieżki- do dupy.
A Ty? Czy Ty wiesz, czego chcesz?
Bardzo długo nie mogłam zrozumieć ludzi, którzy wybierali- wstyd się trochę przyznać, ale w moich oczach - n i c. Mianem ,,nic", określałam porzucenie wszelkiego hobby czy pasji, i przelanie całego świata na chłopaka, potem męża, dziecko, dom itp itd.
Czułam bezpodstawny żal i ból (dupy) o to, że np. koleżanka pięknie malująca, marząca o nauczaniu początkowym i pracy z kilkulatkami, kreatywna i oczytana, nie ma już innych tematów i innych zajęć niż mąż / dzieci / dom.
Aż zrozumiałam. Jej daje to szczęście.
Więcej. Zrozumiałam, że może właśnie to jest jej droga. Że, tak, być może miała zostać Żoną, Matką i Panią domu i z tego czerpać energię życiową. I nic mi do tego.
Nie zliczę ilu muzyków musiało znaleźć alternatywę na życie, bo niestety, rynek dla absolwentów po Akademii Muzycznej nie jest zbyt łaskawy. Moja bliska koleżanka, oświadczyła ostatnio swojemu (równie co ona muzykalnemu) Lubemu, że może i hodować Alpaki jeśli da mu to szczęście, a ona znajdzie sposób, by i tak byli razem- ani razu nie rzuciła przy tym o pomyśle zerwania z marzeniami i planami na swoją przyszłość.
Wiem, czego chcę- nie poddaję się w dążeniu do spełnienia.
Nie wiem czego chcę- nie poddaję się w dążeniu do znalezienia odpowiedzi.
Brzmi banalnie a ja być może nie zdaję sobie sprawy z tego jak trudno znaleść drogę dla siebie.
Ale wierzę, że musi być coś. Coś, co rozpali w oczach ogień i sprawi, że serce zabije mocniej- może plastelina (hej, chcę być przedszkolanką!), może spacer za miastem (jakby to było sadzić pomidory...), może TV Puls i Sąd Rodzinny (kurde, chciałbym bronić sprawiedliwość...) a może porządki (ej, to moje repetytorium do matury z matmy...zadanie ekonomiczne...uuu, praca z kasą, to je tooo!).
Musi. Może inni widzą zarys Twojej ścieżki- nie wahaj się, pytaj! Może odpowiedź od dawna nieśmiało czai się w zakamarkach Twojej głosy- nie bój się, daj jej szansę przemówić (nawet jeśli to szalone).
Możesz być kim chcesz- obiecuję.